Dwa dni ogromnego międzynarodowego szkolenia z technik stabilizacyjnych. Prawie 200 uczestników z całego świata. Gdyby nie onliny nie wiem, czy w ogóle byłoby to możliwe. Ogromna praca organizatorów. Przeogromna praca tłumaczy. Wychodzę z głową pełną wiedzy, z ciałem bogatszym o wiele godzin doświadczania, z miękkim brzuszkiem (o tym kiedyś przy okazji) i oczywiście skrzynką nowych narzędzi.
Wychodzę też z pewną refleksją. A impulsem do niej jest ulubiona przez moje córki gra – JENGA.
Opis gry – pierwszy jaki pojawił mi się w googlach jest taki: Gra składa się z drewnianych klocków ułożonych w wieżę (3 klocki na piętro). Gracze na przemian wyciągają jeden klocek z dowolnego piętra wieży i kładą go na szczycie, uważając, by wieża się nie zawaliła.
I żeby ta wieża się nie zawaliła potrzebna jest… UWAŻNOŚĆ i WSPÓŁPRACA. Żeby to, co zostało zbudowane (relacja z naszym dzieckiem/partnerem/przyjacielem) mogło funkcjonować pomimo przeciwności losu, żeby pomimo codziennych kawałków różnych trudności miało szansę na trwanie – nie da się tego zostawić samemu sobie. Nie da się również zostawić odpowiedzialności za budowanie tylko jednej stronie, bo relacja to związek przynajmniej 2 osób. A zatem potrzeba udziału tych samych osób, by delikatnie i z uważnością wyciągając jakieś sprawy i tak, jak wyciąga się drewniany klocek odłożyć go w inne miejsce w taki sposób, by nie zniszczył istniejącej konstrukcji.
JENGOWA wieża jest krucha. Tak jak kruchy może być każdy z nas i tak jak kruche mogą być relacje.
I ten zestaw technik stabilizacyjnych, który zabrałam ze sobą ze szkolenia jest właśnie o budowaniu JENGOWEJ wieży. Jest o tym, jak w kryzysie, trzymając kawałek swojego życia na dłoni (jak klocek właśnie wyciągnięty z któregoś miejsca konstrukcji) znaleźć właściwe miejsce i sposób, by odłożyć go już gdzie indziej. Ale to gdzie indziej jest właśnie po to, by wzmocnić, by ustabilizować. I czasami nie potrafimy zrobić tego samodzielnie, bo nasza wieża chwieje się na różne strony. I czasami potrzebujemy specjalisty, by pomógł ustabilizować naszą wieżę.
I pomógł nam wziąć kilka głębokich oddechów, pomógł zrobić kilka kroków do tyłu, by popatrzeć z boku, z lotu ptaka lub od dołu i dopiero wtedy zobaczyć, gdzie odłożyć trzymany w rękach klocek, by wzmocnił konstrukcję, a nie przyczynił się do jej upadku…
JENGA jest również o tym, że kiedy przyjmuję w gabinecie młodych ludzi (już nie dzieci, a jeszcze nie dorosłych) przychodzą najczęściej z jednym lub kilkoma klockami swoich doświadczeń – czasem trzymają je w palcach, czasem na dłoni, a czasem mają je schowane głęboko w kieszeni. Przychodzą z potrzebą przyjrzenia się, gdzie mogą odłożyć swoje klocki, by ich wieża nie runęła.
Lubię moją pracę.
Wciąż uczę się w JENGĘ…
Ucząc się w JENGĘ
(Visited 18 times, 1 visits today)