Gówniany interes (tytuł autorstwa Onej)
Ona (47 lat): nie mam już siły, na serio. To siedzenie w domu tak strasznie mnie przytłacza. I tak bardzo przeszkadza. Najbardziej to, że teraz, kiedy wreszcie jestem sama i na serio mogłabym korzystać z życia, to jak na złość, każde wyjście opłacam takim lękiem, taką blokadą, że nawet jak dam radę z kimś się umówić i wyjść, to nic nie piję, zasadniczo nic nie jem, patrzę tylko na zegarek i po godzinie uciekam
Ja: czyli trochę korzystasz z tego życia, jeżeli pod korzystaniem rozumiesz wyjścia, to tak przez godzinę korzystasz…
Ona: hi hi, można tak powiedzieć, choć do tej pory tego nie widziałam w ten sposób, ale wiesz, ta godzina to jak siedzenie na cykającej bombie
Ja: aha, to ta cykająca bomba jest o czym…
Ona: aż wstyd się przyznać…, trochę jest o gównie…
Ja: wiesz, czuję coraz większe zaciekawienie…
Ona: no bo wszystko sprowadza się do toalety, a właściwie do papieru toaletowego
Ja: aha…
Ona: no bo ja nie jestem w stanie korzystać z obcych toalet, a właściwie nie jestem w stanie używać obcego papieru, a nawet nie chodzi o obcy papier, tylko o rodzaj papieru… Mam jeden. Tylko i wyłącznie jeden, który toleruję. Po każdym innym moja dupa reaguje uczuleniem, poczuciem szorstkości, wrażeniem, jakbyś podcierała się papierem ściernym. A potem jakby miliardy mrówek chodziły ci w okolicy tyłka… Czujesz to: jeden jedyny rodzaj papieru toaletowego. Jedna firma od kilku lat.
Ja: jak wcześniej sobie z tym radziłaś?
Ona: no nigdzie nie wychodziłam, bo zazdrosny pan mąż domator trzymał mnie z daleka od takich fanaberii jak wyjścia na miasto. A teraz mi się w dupie poprzewracało, zachciało mi się wychodzić, to dupa nie pozwala… Przecież to brzmi idiotycznie…
Ja: brzmi jak poważne utrudnienie
Ona: popatrz, pracę podpasowałam pod ten cholerny papier – od lat pracuję w domu, pana męża domatora miałam wpisanego w ten gówniany schemat – tyle, że pan mąż postanowił się sam wypisać z układu, zresztą chyba na moje szczęście, i teraz ja już liczyłam, że zacznę cieszyć się życiem, tylko zapomniałam, że ten cholerny papier, ten cholerny papier jest jak własna szczoteczka do zębów. Tylko ta i żadna inna
Ja: mówisz, że ten cholerny papier jest jak szczoteczka do zębów…
Ona: no tak, jak jesteś u kogoś na noc to nie korzystasz z czyjejś szczoteczki, tylko bierzesz z domu własną
Ja: aha, bierzesz własną…
Ona: ej, no nie chcesz mi chyba powiedzieć, że… ej, no weź, serio???
Ja: ale serio co?
Ona: że mogłabym swój papier ze sobą nosić? Ej, przecież to dziecinnie proste, no weź… po tylu latach życia w zamknięciu??? Na drugim spotkaniu u ciebie odkrywasz sposób, jak rozwiązać mój najbardziej gówniany życiowy dół?
Ja: poczekaj, poczekaj, ja?
Ona: wolę myśleć, że to był twój pomysł, niż, że leżał tuż obok mnie, a ja go przez tyle lat nie widziałam…
G.wniany interes

(Visited 28 times, 1 visits today)